Czyli 7 moich lekcji z prowadzenia własnej działalności
Kilka tygodni temu napisałam artykuł (przeczytasz go tutaj) o tym, na co warto według mnie zwrócić uwagę, jeśli zakładasz firmę po pracy na etacie.
Dostałam potem sporo pytań o moje własne doświadczenia w tym temacie. Czy moim zdaniem było warto? Czy jestem zadowolona z tamtej decyzji? Czy po raz drugi podjęłabym taką samą decyzję? No i przede wszystkim CZEGO SIĘ NAUCZYŁAM?
Pomyślałam, że wobec tego podzielę się moimi własnymi doświadczeniami w tym zakresie. Sama wręcz uwielbiam czytać lub słuchać o doświadczeniach innych kobiet z prowadzeniem biznesu, bardzo mnie to inspiruje.
No to do dzieła!
Czego nauczyło mnie prowadzenie własnej firmy. Czyli 7 moich lekcji z prowadzenia własnej działalności.
Nigdy nie mam wszystkiego odhaczonego
na liście „to do”
Uwielbiam robić listy „to do”, planować, rozpisywać zadania. Z jednej strony jest to fajne i pożyteczne, bo mniej więcej wiem, w którym kierunku zmierzam.
Tylko, że przy prowadzeniu firmy nigdy nie jest tak, że ta lista się kończy. Skreślam jedną rzecz, a już pojawia się pięć kolejnych. I nigdy nie ma wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić wszystko, co potrzebne. Cały czas trzeba decydować o tym, co jest najważniejsze.
To było dla mnie bardzo frustrujące, bo lubię mieć poczucie, że zrobiłam to, co zaplanowałam. Więc początki prowadzenia własnej firmy to dla mnie ciągłe poczucie zaległości, siedzenie po nocach (bo próbowałam nadgonić) i zmęczenie.
Teraz już się przyzwyczaiłam, że nigdy nie będę mieć na wszystko czasu. Niektóre rzeczy same się dezaktualizują (i dobrze ;-)).
Nie jest to jeszcze dla mnie super łatwe, ale już mogę z tym żyć. I iść spać, zamiast zarywać kolejną noc.
Moja firma jest moja ☺
Ten punkt łączy się z pierwszym. Kolejna rzecz, której nauczyłam się prowadząc własną firmę, to, że to moja firma i to ja decyduję. Taka zresztą była idea w ogóle założenia przez mnie własnej firmy – aby ustalić własne zasady, aby firma działała po mojemu.
Tymczasem początki wyglądały całkiem inaczej.
Pomimo przyjętych założeń wcale nie pracowałam, tak jak chciałam. W zasadzie sama wsadziłam się do kołowrotka, z którego kilka miesięcy wcześniej wysiadłam.
Zgadzałam się na spotkania i konsultacje, kiedy mi to kompletnie nie pasowało, na przykład w wieczorami, w weekendy lub wczesnym rankiem. Odbierałam telefon, niemal zawsze wtedy, kiedy zadzwonił. Zajmowałam się sprawami, których nie lubię.
Porównywałam się z innymi osobami, które prowadzą własne firmy i miałam poczucie, że ja też muszę działać tak jak oni (pomimo, że ich styl życia i pracy w ogóle nie był tym, do czego ja dążę w życiu).
Oczywiście nie mówię, że teraz zawsze wszystko jest już tip top po mojemu. To jest proces (który pewnie nigdy się nie kończy). Ale „im dalej w las”, tym bardziej działam na swoich zasadach. Jestem bardziej asertywna.
Wiem czym lubię i chcę się zajmować, jaki jest mój klient idealny, w jaki sposób pracuję itd.
Czasami ceną za to jest utrata jakiegoś zlecenia. Ale zaakceptowałam to, że mój sposób pracy nie będzie wszystkim odpowiadał. Nie jestem dla wszystkich klientów, po prostu.
Nie mam też potrzeby porównywać się z innymi przedsiębiorcami. Wiem, że każdy jest w innej sytuacji, w innym momencie życia, ma inne wartości i priorytety życiowe. Więc działam po swojemu.
Uczę się, kiedy czegoś konkretnego potrzebuję
Och to jest bardzo ważny dla mnie punkt. Kiedy zaczynałam prowadzić własną firmę korzystałam z bardzo, ale to bardzo wielu szkoleń, indywidualnych konsultacji, kursów itd. Wydawało mi się, że absolutnie wszystko jest mi potrzebne.
Efekt był taki, że po pierwsze nie nadążałam z wdrażaniem wszystkiego w życie (a części nawet nie dawało się wdrożyć, bo było to kompletnie niedopasowane do profilu mojej firmy), wydawałam mnóstwo pieniędzy, na coś co było mi kompletnie niepotrzebne i tylko się frustrowałam, że mam coraz więcej obowiązków (bo dochodziły jeszcze te związane z przerabianiem rozlicznych kursów ;-)).
Teraz staram się działać trochę inaczej.
Dopiero jeśli widzę, że naprawdę potrzebuję się czegoś konkretnego dowiedzieć, to wówczas szukam adekwatnego szkolenia, materiałów itd.
Musiałam też odejść od przyzwyczajeń wzorowej uczennicy tzn., że grunt to mieć dobre notatki i porządnie się nauczyć. I zamiast suchych notatek staram się od razu wypisywać, jak to zrealizować u siebie w praktyce.
No i zdecydowanie bardziej weryfikuję osoby od których zamierzam się czegoś nauczyć. Patrzę na ich rezultaty 😉 i sprawdzam, czy to może mieć zastosowanie u mnie. Czy to pasuje do mnie i do sposobu w jaki ja chcę działać biznesowo.
Nie da się łapać kilku srok za ogon
Jestem z tych, które chciałaby od razu wszystko, najlepiej na raz. Mam mnóstwo pomysłów. Łatwo się zaplam do działania. Ale potem mam problem z realizacją, bo za dużo wkładam sobie na głowę.
Prowadzenie własnej firmy nauczyło mnie, że to tak nie działa. Nie da się robić wszystkiego na raz, bo wszystko będzie po łebkach. Lepiej skupiać się na kolejnych krokach, skończyć jedno, zacząć kolejne.
To dla mnie niełatwe wyzwanie. Wciąż się tego uczę i staram się hamować swoje zapędy.
Założyłam nawet specjalny notes, w którym notuję te wszystkie pomysły, plany i marzenia. Kiedy są spisane i spokojnie czekają na swoją kolej, ja też jestem spokojniejsza. I zamiast rozmyślać, czego nie dałam rady zrealizować, skupiam się na tym, co jest aktualnie możliwe do zrobienia.
Firma jest po to, aby zarabiała
Wiem z rozmów z wami, że sporo kobiet za nisko wycenia swoja pracę. Ja sama na początku prowadzenia własnej firmy miałam olbrzymi problem z dobrym wycenianiem swoich usług, a nierzadko w ogóle z braniem pieniędzy za swoją pracę! Czułam się zobowiązana pomagać, pomagać i jeszcze raz pomagać.
Potrafiłam w ramach jednorazowej porady, doradzać komuś przez następne pół roku (bo głupio mi było powiedzieć, że dalsze usługi są już osobno płatne). Głupio mi było przypomnieć o płatności zaległej faktury (zwłaszcza znajomym…). Nieterminowe płatności to prawdziwa zmora chyba każdego przedsiębiorcy.
Efekt był taki, że harowałam ponad siły, a efekty finansowe – cóż rzec – były dość mizerne.
Pamiętam natomiast, że kiedyś wysłuchałam podcastu Oli Budzyńskiej na temat negocjowania swoich stawek i wyceniania swojej pracy. Ten podcast o to co powiedział Ola diametralnie zmieniło moje podejście do wyceniania swoich usług! W ogóle do mówienia o pieniądzach, do negocjowania stawek, do przypominania o płatnościach itd.
I znowu, nadal to nie jest bułka z masłem, ale już akceptuję to, że cena moich usług i sposoby rozliczenia nie wszystkim odpowiadają.
Jestem specjalistką w swojej dziedzinie i tak wyceniam swoją pracę. Otwarcie mówię o tym, ile kosztuje moja pomoc. I nie współpracuję już z firmami, które notorycznie zalegają z płatnościami.
Myślę, że dopóki są klienci, którzy chcą ze mną pracować i którzy chcą mi za moją pracę zapłacić, to znaczy, że to jest ok ☺
Nie wszystko złoto, co się świeci
Powyżej napisałam już o porównywaniu się. Ale poświęcę temu osobny punkt, w kontekście finansów firmy.
Przez te 2 lata prowadzenia Law First nauczyłam się, że nie wszystkie firmy, które wyglądają na bardzo dochodowe, faktycznie zarabiają. Osoby, które mają wielkie zasięgi w mediach społecznościowych, nie zawsze mają takie same sukcesy, jeśli chodzi o finanse.
Lajki nie zawsze świadczą o zarobkach.
Byłam nie raz bardzo zdziwiona, że firmy, które obserwuję i podziwiam w rzeczywistości ledwo przędą i nie mają nawet na ZUS, nie mówiąc o przysłowiowych wacikach, a co dopiero bezpieczeństwie finansowym.
Dlatego teraz już nie zajmuję się myśleniem, jak inni mają super. Robię swoje i koncentruję się na swojej działalności, i tym, aby i ona była dochodowa.
Czasami warto zmienić obrany szlak
Last but not least. A w zasadzie chyba najważniejsze. Gdy zaczynałam prowadzić Law First miałam jakąś wizję, tego co będę robić.
I o ile jestem pewna, że zdecydowanie warto być wierną swoim ideałom i prowadzić firmę zgodnie ze swoimi wartościami, priorytetami życiowymi itd. to jednak moim zdaniem czasem trzeba dać sobie prawo do odpuszczenia i pewnej zmiany kierunku.
Kiedy?
Na przykład, gdy okazuje się, że to co robimy nas nie satysfakcjonuje. Albo nie ma na nasze usługi lub produkty klientów, bo potrzeby rynku są inne. Albo kiedy pojawia się jakaś okazja do działania w trochę innym kierunku.
Przez te dwa lata zmieniałam się ja, zmienia się moja firma, zmieniają się moje klientki. I ja za tym podążam. Czym to wszystko się skończy?
Dziś tego nie wiem. Wszystko jest możliwe. I to jest chyba jedna z najfajniejszych rzeczy w prowadzeniu własnej firmy.
Mam nadzieję, że ten wpis był dla ciebie pomocny. Jeżeli masz pytania odnośnie swojej sytuacji w pracy to zapraszam cię na indywidualną konsultację.
A ja jak zawsze życzę ci powodzenia na twojej drodze zawodowej!
Irena
Fot. Moje – Olga Gajocha, notatnik na pomysły – ja ☺